Będąc ostatnio w Czersku pochodziłem odrobinę po ulicach takich co prawie nie zmieniły się i nadal maja urok minionych lat,jedyne co brak było tym uliczkom to harmideru życia,gdzie wiecznie coś się działo...gdzie świat...ludzie ..żyli ......wszystko skupiało się na podwórkach i uliczkach.
Bandy umorusanych dzieciaków na bosaka pędziły nie wiadomo dokąd..panie rozwrzeszczane jedna na drugą..a jeszcze inne to obserwujące..
Ulica Blacharska czy tez Targowa szczególnie ta pierwsza prawie się nie zmieniły ,oczywiscie pod względem architektonicznym bo cała reszta z przed lat gdzie był gwar i życie ,,dziś zamieniło się w wymarłą cichą uliczkęSwiat gdzieś zniknął za murami mieszkań,gdzie życie skupiło się do rozmiaru czterech ścian bez zaglądania jednych do drugich,gdzie jakby strach przed ulicą lub przed innymi ludzmi zabija otwartość na innych..gdzie każde drzwi i okno żyje swoimi sprawami zabranymi przez "nowoczesność"w postaci telewizji czy internetu,świat zmalał a jednocześnie się oddalił od siebie i to w postaci nieufności ,zazdrości i wiecznego gonienia za czymś co inni mają a ja też muszę mieć....i napędza się spirala gonienia ,zapominania o tym co bliskie..swojskie.,nasze.Cieszyło kiedyś ludzi wszystko i to że nowe firanki w oknach,że dzieciakom można kupić nowe buty..prozaiczne sprawy lecz jak bardzo szczere i prawdziwe.Dziś jeden na drugiego wilkiem patrzy jak drugiemu cokolwiek sie polepszy...natura taka wśród ludzi czy jak??wiele bym dał za tam ten okres ,za pajdę chleba z smalcem,za smak pierwszego papierosa i smak pierwszego pocałunku(smakował poziomkami)..eeech!...starzeję się chyba..niestety..
Od Piaskowej poprzez Blacharską i Targową dominowały domy małe i czasem drewniane,choćby kiedyś na Targowej,przycupniete jak dom Panstwa Ebertowskich,duży drewniany z podmurówką pokostowany na czarno ..(zresztą wszystkie drewniane na czarno pokostowane były)Pani Ebertowska miła i usmiechnięta zawsze ,to samo tyczy Pana Ebertowskiego zawsze skorego do rozumów ,z ich synem Tadkiem znaliśmy sie bardzo dobrze.W latach 70 wyemigrowali do Niemiec z wględu na pochodzenie.Dzis po tym domu już śladu nie ma...a szkoda.
W takie senne letnie dni uliczki te żyły,czuć było w nich życie ta inność dominowała,fakt było skromnie ...mury nieraz odrapane odpadajacy tynk,ale był klimat wiary że będzie kiedyś lepiej i nie wiem czy to lepiej jest już...bo wcale mi to aż tak się to nie podoba to dzisiejsze "lepiej",świat został zdominowany przez wieczne narzekania..gonienie za nie wiadomo czym i po co?zwolnić trzeba ..rozejrzeć sie dookoła nie trzeba na to wiele.
W stronę straży pożarnej biegła piaszczysta droga po prawej jej stronie mieszkałi Puczyńscy(prowadził zakład rymarski,świetna była w oknie wystawowym gipsowa głowa konia ..jak żywa!),następnych jakich znałem to Błocińscy,Szulc,Śledż a po lewej Czupa z piętrowym domem jednorodzinnym i ładnym bardzo sadem.Eli Czupa jej warkocze po dziś dzień pamiętam ,(w szkole siedziała zawsze z Hanią Mroczyńska w pierwszej ławce,zaraz za nią Czesia Kniter z Małgosią Czapiewską)eeech czasy a co sluchalo się wtedy/..hmm ..no nie pierdoły ..ala radio luxemubrg to było pierwsze...przykład ps://www.youtube.com/watch?v=24DHwf5Jraw&index=22&list=RDwxC_xN7Ca1I..
Budynek straży pożarnej był hmm ..początkowo skromny ale w latach 60 rozbudowano odrobinę.niżej straży po prawej stronie było "błotko" pewnie już wtedy resztka stawu do pobierania wody i resztki konstrukcji drewnianej dawnej wieży.....to raczej pamietam bardzo dobrze , bo tam najlepiej się jako dziecko bawiło w chowanego ale i nie tylko.
Gdy dochodzimy do Starogardzkiej po drugiej stronie ulicy znajdowała się mała stacja benzynowa a obok niej duży pusty plac gdzie regularnie gralismy w palanta i w nogę,...a jak piłki nie było to graliśmy w "dyńcza" czy w spuszczanki(takie gry na pieniądze) ale to juz była powazniejsza sprawa bo w grę wchodziły pieniądze oczywiście nie żadne wielkie ! ale dla nas spore,pamietam Piotrka Szulca z Starogardzkiej ten naprawdę był mistrzem w te gry nie było mocnych na niego.
Obok stacji benzynowej ,róg Pomorskiej miał swój warsztat krawiecki pan Kitowski,niewielka to była firma ale jak wszystko w tym czasie co prywatne to niewielkie,słynął z tego że szył extra spodnie(nic oczywista nie ujmując panu Sieradzkiemu z Targowej)był bardzo dobry w szyciu "dzwonów"czyli spodni obcisłych od pasa do kolan ,a za kolanami rozszerzajace się...czym więcej "dzwona" tym sie modniejszym było..oj czasy!plus do tego obcisła bawełniana koszulka z rysunkami na niej jak z gazety tzw"casablanka"..ciężko było o te bluzeczki,oj cięzkoale jak sie już miało to "światowiec"całą mordą..hihi..
Co do tej mody ,pamietacie "drewniaki"??...to był szyk prawda?"fachowcy" z fabryki mebli i z Meblostylu pół Czerska w nie zaopatrywali..czym wyższe tym lepsze ..oczywista ja nie ..i tak za duzy byłem,ale Ci mniejsi dodawali sobie takim obuwiem szyku,im wiekszy klekot tych swoistych "dybów" po chodniku tym wiekszy fason...jeszcze jeden produkt co wspomniane firmy robiły na "lewo" to rączki z sklejki,fantazyjnie wycinanych na torby na zakupy..pamietacie??
no takie były czasy,taka moda...wydaje mi się że to wzieło się z zachodu....np grupy muzyczne jak SLADE czy SWEET własnie nosiły takie buty na koturnach,tez hippisi z Holandii ale nie tylko też w tym obuwiu było rozmilowanych...
właśnie na zdjęciach tych widać jakie buty wtedy noszono.
Gdzieś w wieku 14 lat nauczyłem sie palic..nauczyłem to może za dużo powiedziane ..nauczyli mnie koledzy..tak tak ..to było w "dobrym tonie" zresztą prawdę powiedziawszy bardzo duzo osób wtedy paliło,dziś raczej mniejszość pali ale w tamtych latach odwrotnie,jak sie wchodziło obojetnie do jakiego lokalu to "siwy dym"to samo na rożnego rodzaju zebraniach,...nauczyciele w szkołach oficjalnie...czyli naród na potegę palił...nie dziwić się wtedy ówczesnej młodzieży że robiła to samo..To palenie przez pierwsze lata raczej takie było sporadyczno-nałogowe..w pózniejszych latach paczka dziennie to był standart..(chciałbym nadmienić że dziś nie palę już)a paczka "Sportów" zl 3,00 a pozniej 3,50 a były tez paczki po polowie czyli 10 sztuk za 1,75..a jeszcze lepszy tańszy numer to 5 cygaretek (to wtedy gdy zabrakło tych po 1,75)po 2,50 ...pięć sztuk w paczce takich mini -cygar,mocne to było jak diabli,jeden z mych kumpli niejaki "Deko"(takie przezwisko)..jak zaczął palić ta cygaretkę to na początku było jako tako(prosił bardzo ..obiecał że odda 5 sportów)a potem zrobił się blady..i nagle tęcza ..zieloność i i czerwony pomidor na twarzy mu wykwitnął a tylko połowę spalił..a na końcu wymioty!..i to jakie!!....myślelismy że nam "padnie"..ale doszedł do siebie gdzies tak po dwóch godzinach...i nie palił tak ok 3 dni ...ale cygaretek już nigdy nie ruszył.Chłopak juz ponoć nie żyje ..szkoda chłopaka ..odchodzą szybko chłopaki z tamtych lat,pozostały wspomnienia ,sądze że bardzo ważne aby o takich ludziach przecietnych ..nic nie znaczących nie zapomniało się...cdn.