Nasze miasto mialo też swój koloryt inny trochę niż w innych miastach....jakby choćby nazywanie mieszkańców "laczkarzami"jak na dzień dziesiejszy dla mnie jest to swoisty powód do dumy ale kiedyś to raczej nie bardzo i za takie coś delikwent conajmniej mógł zarobić w "munie"Z opowieści starszych Czersk byl "potentatem" w robieniu laczków czyli obuwia domowego..jeszcze przed wojna gdy bezrobocie było duze a bieda cisneła co cwansi zaczeli robić właśnie to obuwie a do stworzenia go nie trzeba bylo wiele...trochę materiału, kartonu i gumy.. z opony najlepiej.Tak się to rozwineło że nie było domu (oczywiście w tych bezrobotnych kręgach)gdzie nie robilo się tego...nawet za moich czasów w domu było trochę przyborow szewskich i tata zawsze umiał sam zrobić laczki i naprawić to co się zdarło czy zepsuło...tak że panie i panowie z naszego szacownego grodu nie ma powodow do wstydu w końcu nie każdy moze być laczkarzem.
prawdopodobnie z wyłączeniem określonych grup - Zydzi, Cyganie, etc. za obywateli niemieckich niejako z urzędu i miało na celu zapewnienie Niemcom rekruta.Za nie podpisanie niemieckiej listy narodowościowej groziła nawet śmierć albo co najmniej wywiezienie do obozu Stutthof całej rodziny,większość mieszkańców podpisywała tą listę,Liczy się że ok.900,000 tys Polaków z Pomorza zostało do tego przymuszonych
.
Z mojej rodziny aż troje było w niemieckim wojsku,tzn tata i jego dwaj bracia.Wszyscy cało wrócili z wojny a losy ich starczyłyby na nie jeden dobry sensacyjny scenariusz do filmu.Ojciec najpierw był na robotach u bauera gdzieś pod Szczecinem a gdy stukneło mu 18 lat dostał powołanie do wojska.Z opowiadań ojca wynika że najpierw zebrano ich na rynku w Czersku a potem juz w grupie przeprowadzono na dworzec do pociągu do Niemiec na szkolenie..opowiadał mi że była ich wtedy bardzo duża grupa młodych Czerszczan i że jak odjeżdzali to spiewali hymn Polski "Jeszcze Polska nie zgineła"..nie bardzo mi się chciało wtedy wierzyć iż tak było ale po latach ktos zupelnie inny też mi o tym opowiadał czyli to była prawda...ha! czyli chłopaki z charakterkiem byli! .następnie już po szkoleniu przeniesiono go w Danii i chyba troche tam był bo z Wiśniewskim z Szkolnej byli na urlopie gdzie jak wracali zabrali z soba polskie metryki urodzenia(czyli już wtedy kombinowali jak tu im zniknąć)Z Danii przeniesiono go do Wloch gdzie "dostał" się do amerykańskiej niewoli(już było lądowanie amerykanow w Włoszech)jako że dużo Polakow mialo polskie metryki odstawiono ich do dyspozycji armii Andersa,gdzie takich jak ojciec po sprawdzeniu wszystkiego brano do polskiej armii...nawiasem mówiąc skąd Anders mial brać żolnierzy?..więc to była dobra sposobność..zreszta zolnierz był wyszkolony,obyty z dyscypliną..a chlopaki chetnie szli do Andersa...no i powalczył ojciec i o Cassino i Bolonię...tym razem w polskim mundurze tak jak powinno być.Ojciec kampanię wloska przeszedł w 5 Kresowej Dywizji jako radiotelefonista...tam prawdopodobnie spotkał się z bratem który po kampanii włoskiej ożenił się z włoszką i wyemigrował do Argentyny..mieli z nim kontakt gdzieś do 1950 roku i kontakt się urwał ,szukano go przez PCK i nie dało rezultatu...cóż i tak bywa..Starszy brat ojca Paweł był najpierw w Francjii a potem przypadkiem wysłano go na front wschodni...piszę przypadkiem ponieważ nie brano za bardzo w te rejony chłopaków z Pomorza...był gdzieś w okolicach Lwowa a pozniej kolo Lublina gdzie złapala ich partyzantka NSZ ...w tamtych czasach nie bardzo patyczkowano się rozwalali wroga na miejscu..ale że wujek mial polską metrykę to przyjęto go do oddzialu gdzie już było kilku ślązakow i walczył aż do 1947 roku Po tym jak rozbito oddział..przedostał się na Pomorze ..i na fałszywych dokumentach zamieszkał gdzieś za Człuchowem .....dopiero po 1956 roku powrócił do swego nazwiska.Losy ich naprawdę nie były łatwe..mlode chłopaki a tyle musieli przejść..cóż los każdemu pokoleniu daje jakieś niespodzianki i napewno nie mozna o nich powiedzieć że byli zdrajcami czy też kolaborantami choć i tacy byli w Czersku ale o nich lepiej zapomnieć bo przypominanie o nich po latach jest już bez sensu.
Inną opowieścią którą opowiadał mi ojciec a jemu opowiadał jego ojciec to opowieść o partyzantach ale nie tych z II wojny światowej ale tych z I wojny w jej trakcie i zaraz po niej.
To był szczególny czas dla całego Pomorza. W czasie, gdy w Warszawie politycy już ćwiczyli swoje kłótnie i podjazdowe wojenki(nic się nie zmieniło od tego czasu) Pomorze czekało na rozstrzygnięcia wersalskie. niepewne swojego losu
Władza w Niemczech właściwie nie istniała, a jeśli nawet wydawało jej się, że istnieje, to niemieccy landraci poszczególnych okręgów na Pomorzu często nie przyjmowali tego faktu do wiadomości. Każdy z nich rządził się na swoim terenie, jak chciał. Prowadzili swoją powiatową politykę, wydawali odmienne w każdym okręgu przepisy, panowała pełna samowola oparta na karabinach. Ponieważ zaś jednym z efektów takiego stanu rzeczy był dość powszechny głód, nietrudno wyobrazić sobie reakcje ludności. Jeśli dodamy, że ta anarchia miała swój ideologiczny sztandar walki ze wszystkim co polskie, będziemy mieli mniej więcej pełny obraz tamtego czasu.Prostą konsekwencją powyższego było pojawienie się w niektórych okolicach czegoś w rodzaju ruchu oporu. Szczególne jego natężenie objawiło się w naszych Borach Tucholskich, gdzie już w 1916 roku pojawiły się pierwsze oddziały złożone z polskich dezerterów z Wehrmachtu i działające póki co na własną rękę i we własnym, wąsko pojętym interesie..wiadomo przy uwczesnym bałaganie powojennym dezerterów nawet nikt nie ścigał.....Pierwszą taką grupą była "Grupa Kleinschmidta”.potrafiła zaleźć Niemcom za skórę. Kleinschmidt, mimo brzmienia nazwiska, szczery Polak, zarządził bowiem, że obiektem ich napadów mogą być wyłącznie Niemcy, przy czym obojętne mu było, czy byli to wojskowi, czy cywile. Rabowano wszystko, co się dało, ale najbardziej poszukiwana była żywność. W momentach sukcesów na tym polu rozdzielano jej część wśród miejscowej ludności polskiej, co z kolei było powodem, iż te „janosikowe” wyczyny przechodziły do legendy.Znikal i pojawiał się jak duch,mieli z nim Prusacy kłopot co nie miara,jak w końcu (przez zdradę)udało im się Kleinschmidta zabić to ludzie z Czerska i okolic zwyczajnie w to ....nie uwierzyli..cóż legenda pozostała ,szkoda tylko że dziś się o tym nie mówi i nie opowiada..a myslę ze i dla przyjezdnych jak i dla nas taki nasz "Robin Hood"to niezła promocja byłaby i Czerska i okolic bo takich historii mało naprawdę jest.
Innymi postaciami kórzy dali się w znaki Prusakom byli bracia Gnacinscy z Stodółek .
. Prowadzili partyzantkę w okolicach Czerska, podobnie jak Kleinschmidt, ale z większym rozmachem i fantazją. Ich dzieje to gotowy scenariusz do filmu historyczno przygodowego.Przykładem może być akcja jaką wykonali gdy G r e n s c h u t z aresztował polskich zakładnikow z Czerska i okolic, wsród zakładników był ich brat Bolesław,wtedy August i Stefan wraz z oddziałem któremu dowodzili w sile ok.100 ludzi rozbili oddzial Grenschutzu i uwolnili wszystkich zakładników.Partyzancki oddzial szczególnie zapisał się w dziejach Czerska i Pomorza w ich walce o wyzwolenie z pod pruskiego buta.
W czasie jednej z akcji w grudniu 1918 roku, zabity został niemiecki nauczyciel Thiele. Na dobrą sprawę, nikt nie widział zabójstwa, a zresztą nie było wtedy nikogo, kogo by to jakoś szczególnie obeszło.
Taki ktoś pojawił się kilka lat po wojnie. No i w wolnej Polsce, w 1923 roku Gnacińskiemu wytoczono proces karny o zabójstwo.
Przy okazji wyszło (dopiero wtedy), że Gnacińscy byli między innymi … dostawcami broni dla powstańców wielkopolskich, uzbrajali całe oddziały, które szły z Pomorza by walczyć po stronie poznaniaków i co jeszcze ciekawsze, oficerom wojska polskiego przekazywali znaczną część rabowanego złota.
Mimo to proces przeprowadzono uznając, że ich działania mogące być kwalifikowane jako „partyzantka patriotyczna” nie usprawiedliwiają czynów ewidentnie kryminalnych.
Gnaciński został uniewinniony z braku przekonujących dowodów, ale nie to jest ważne. Istotne jest to, że ten proces się odbył.....rózne są zakręty historii.O tych bohaterach bo tak ich trzeba nazwać..powinny utrwalać pamięć nasze obecne władze...ale póki co....cisza...cóż...cdn.
Inną postacią i to negatywną był Gross ,niemiec od dawien dawna osiedlony w Czersku,mający tartaki ,fabrykę listew,młyn wodny i stawy i udziały w browarze Czerskim...jak już kiedys pisałem gdy tata był młodym chłopakiem to pracował i przy stawach w wybieraniu karpia i innych ryb,w młynie i w tartaku to opowaiadał jak to w nocy do willi na Młyńskiej czarna kareta podjeżdżała zaprzężona w 6 czarnych koni..że z pod kopyt iskry się sypały i że Gross miał pakt z diabłem..nie był lubiany,był zarozumiały i ludzi miał za nic i traktował ich jako trybiki w jego maszynie ,byli tylko narzędziem w jego zakladach.Gdy Niemcy w 1939 weszli do Czerska to on został burmistrzem i pierwszy organizował aparat okupacyjnego terroru - placówki służby bezpieczeństwa, policji ochronnej (Schutzpolizei), żandarmerii (komendant Korsanke) i Gestapo.Znał tu wszystkich i to on wraz z innymi typowali kogo aresztować...znał tu każdy kamień i każdego znanego człowieka...ba! z niektórymi nawet był w bardzo dobrej komitywie...ale jak się okazało to tylko do czasu.On też był inicjatorem zmiany nazwy Czerska w kwietniu 1942(25IV.42)1942na Heiderode.To on m.in witał w Czersku gauleitera A.Forstera w kwietniu 1942 i w listopadzie ministra spraw wewnetrznych Rzeszy W.Fricka....straszna kanalia,szukam obecnie materiałów o jego dalszych losach bo o ile wiem chyba udało mu się uniknąć kary.Z tego co wiem od mieszkańców to w latach 60 tych często i gęsto wille na Młyńskiej odwiedzali jacyś Niemcy,nie wdawali się w rozmowę tylko oglądali i fotografowali..
W sumie pod przymusem i grożbą śmierci lub wywózką do obozu III grupę przyjeło w Czersku 76,3% mieszkańców czyli ok.6721 ludzi.Lecz mimo że siłą wcielano ich do wojska niemieckiego to po wojnie dużo bardzo wracało już w mundurach Polskich i w tym właśnie czuje się duch czerszczaków,do końca niezłomnych.
Niesamowite historie... Faktycznie na scenariusz filmu. Świetny blog. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńRównież jestem pod wrażeniem.Ciekawe opowieści.Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńSUPER WSPOMNIENIA...:)
OdpowiedzUsuńŚwietne,takich wspomnień brakuje...:)
OdpowiedzUsuń