Humor i szporty w Czersku i nie tylko.
Jak wiadomo "drągi" czyli skład drzewa w pniach było miejscem spotkań "elity" płynów niebieskich czyli denaturatu,był tani... mocny ..fakt że smierdział...ale trucizną był jak każdy alkohol choć na niebieskiej karteczce na butelce usmiechała się trupia czaszka z piszczelami.
Więc w gronie tym dochodziło nie raz do bójek..waśni..i wszelkich szportów robionych jeden drugiemu.
Gdy tak się już napili i jeden z nich przysnął to zdjeli mu buty i schowali a nogi wypastowali czarną pasta do butów,i tak go zostawili,Gdy ten sie obudził postanowił że pójdzie jeszcze do Muchomorka za kolegami,nie wiedząc wcale ze nie ma butów...i tak na boso z wypastowanymi nogami chodził dłuższy czas ...aż w końcu któryś mu powiedział że boso chodzi..oj czasy czasy .
Istniała kawiarnia "Muszelka" zwana popularnie"Muszlą",miejsce spotkań głównie młodzieży gdzie spotkać mozna było znajomych pogadać no i popić,i właśnie w takim to oto towarzystwie bawił się pewien młodzian(oczywista bez nazwisk,dziś to stateczni ludzie)gdy już było wesolutko bardzo to młodziana wzieła chętka na ciasta ..szczególnie tortowe..jadł tego do oporu bo płacił za to "minister finansów"czyli fundator...nagle zbladł...kolorkow dostał od zielonego po lila- róż ,usta zatkał rekoma i szybko wybiegl do ubikacji ..ale tam na straży stała szatniarka ..i zero!..musial zmykać na ulice.Akurat przed Muszlą stał mały czerwony fiat...i niestety wszystko co tresciwe skupiło się na nim...naliczyli 13 wydaleń i jeden krótki ...niestety małego fiata widać nie było..postanowiono to uznać za swoisty rekord Pomorza .
Na Tucholskiej mieszkał pewien wytwórca szykownego obuwia domowego czyli "laczków",rodzine miał dużą bieda zaglądała z każdego kąta,ale do gara ciężko coś włożyć jak ma się zamiłowanie do trunków.Żona biadoliła że dzieci głodne chodzą,że ciężko jest lecz to nie przemawiało do niego.Po śmierci swego ojca jakby się trochę uspokoił ,lecz to tylko taki pozór ,jak tylko na rynek pojechał z laczkami i wszystko sprzedał z szczęścia postanowił odrobinę popić,rzecz jasna da odrobina się o wiele powiekszyła.Małżonka jego widząc juz póżną godzinę i że nie wraca..postanowiła wykorzystać jego dawną bojażń do ojca i przebrała się za ducha z laską(z którą jej teść się nie rozstawał)Gdy dzielny laczkarz wracał wesolutki z rynku a raczej z karczmy,nagle jego oczom ukazał się duch biały z laską który nic nie mówiąc uderzył go tą laska przez plecy ...aż sie przewrócił..i dostał baty takie że myslal że już żywy nie wyjdzie z tego...i nagle postac znikła ...gdy dotarł do domu cały skrwawiony ,zona się spytała co mu sie stało,powiedzial iż sie przewracał trochę i dlatego tak wygląda ,nie chciał jej o tym powiedzieć.Ale już od tego czasu w tym domu juz było dobrze i żyli razem bardzo długo ,wychowali dzieci ale do karczmy już nie zaglądał nigdy i raz kiedyś opowiedział to swemu synowi o tym co go spotkało i stąd wiemy jak to było,a co by nie mówić czerskie kobiety wiedziały jak sobie radzić z mężczyznami..
A teraz jeden szczegół z życia kolejkowego po wędliny i mięso gdzie tłok, ścisk co nie miara ..i soczyste "wiązanki"jak kto ktora od jakiej krowy pochodzi(co temu winne były krowy-nie wiem po dziś dzien)zaznaczam iż to fakt autentyczny...i w tym scisku i tłoku ,wzajemnym przepychaniu, w walce o coś na chleb jednej z pań spadły reformy(upss!)...oj majtki..i w tym tłoku nie wiadomo której bo żadna do nich nie przyznała się,smiały się jedna z drugiej ale każda mówiła że to nie ona ..oj życie ..życie,nawet w takich sytuacjach dama musi być damą..hihi..takich kolejkowych "numerów" jest wiecej więc dołożę jeszcze jeden.Dwie dystyngowane panie jedna z Blacharskiej druga z Targowej postanowiły zakupić to i owo, albo to co będzie w sklepie masarniczym p.Słomińskiego..kolejka jak zwykle tłoczna niemozliwie..nerwy puszczały wszystkim a że te dwie panie były raczej kształtów obfitych..przepychały się bardzo szybko do przodu,mimo jęków i konań reszty kolejkowiczów..wesoło się zrobiło dopiero przy ladzie gdy jedna drugiej sprzątneła to co było full exlusiv czyli parówki..a druhiej została "leberka"czyli wątrobianka..ta druga zbladła i zaczeła wymyslać drugiej...na co jej tyle,..że dzieci nie ma ..że powinna schudnąć bo jej się tyłek do łóżka nie mieści itp "grzeczne" porady..tą druga jakby piorun strzelił..chwyciła z lady połeć słoniny i trzesneła nim w piękny usmiech...druga niczym rozjuszony byk zamachła się leperką ale tak że pani co nią dostała po oczach ,oczy zaczeły się robić najpierw czerwone a potem puchnąć...więc bez zastanowienia chwyciła druga panią za kok..(bardzo wtedy modny tapir w kok uczesany)i rozgorzała walka już ..na szacownej podłodze masarni ..rozczepiać te panie dwójka milicjantów nie dała rady ..pomogli panowie z ulicy...skończyło się to oczywista na kolegium..które pogodziło panie stosownym wymiarem kary pieniężnej...i tak się wtedy walczyło (dosłownie)o każdy kęs dla naszych latorosli co teraz to nie mają zielonego pojęcia ile ich karmienie kosztowało łez i ran ..hihi.
Innymi miejscami potyczek słownych ale i nie tylko, a wręcz siłowo-zaczepnymi(szczególnie włosy)były miejskie podwórka gdzie życie skupiało się w większości w nich.Jak było dobrze to i rozmawiali ,pokrzyczali sobie jedni na drugich to i tam to..sielanka...ale jak była kłótnia to klękajcie narody,nie było zmiłuj
I nie chodziło głównie o dzieci ..a o mężów...tak ..tak..zdrady też były...a co bardziej krewkie panie potrafiły obić to i owo zarówno mężowi (stanowiąćy własność) no i oczywista pani co to swymi plugawymi łapskami śmiała podrywać obiekt własności..czasem najgorzej na tym wychodził mężczyzna z ranami ciętymi z podbitymi oczyma ciężko było odnaleść sie na drugi dzień w pracy,ale dany facet już na długo zapamiętywał tą lekcje i nie śpieszyło mu się do ponownych amorów.
No anegdotki też chodziły o miejscowym tzw. "marginesie"czyli o różnego rodzaju złodziejaszkach.Jeden z nich złapany juz po raz któryś na kradzieży kurtek zimowych tak się tłumaczył przed sądem,gdy ten go zapytał ...dlaczego tylko kurtki zimowe kradł..a on na to spokojnie że zima tego roku była wyjatkowo ostra ..nic dodać nic ująć.
Czerszczanie też lubili wszelkiego rodzaje wycieczki organizowane przez zakłady pracy.Jedna z nich była objazdowa do Torunia,jak to na takich wycieczkach bywa lubili lekko nadużywać napojów niekoniecznie mlecznych a alkoholowych...więc towarzystwo już w Toruniu było baaaardzo wesolutkie,po zwiedzeniu ważnych elementow miasta..wszyscy mieli czas wolny i każdy "zwiedzał" na własną ręke..gdy była juz pora wyjazdu okazało się że jednego brakuję, więc kilkoro przyjaciół postanowiło go poszukać.... nie szukali długo...stał oparty o krzywy dom (ten słynny krzywy dom w Toruniu) jak zobaczył znajomych krzyczał "Anton pomóż potrzymać ten dom bo ona zaraz runie!"..tak ..tak.i tak bywało.
Jedna z anegdot dotyczy dzieci czyli grzeczne "gzuby",dzieciaki bawiły się wszędzie,na podwórkach na ulicy nie było miejsca gdzie by ich nie było,właśnie taki jeden miglans bawił się przed domem na Pocztowej gdy zapytała się go dystyngowana pani"chłopcze czy mama jest w domu?..no odpowiedział że jest..pani poszła zapukała a tam nikt nie otwiera...przychodzi do chłopca i się go pyta czemu nikt nie otwiera..że pukała bardzo mocno..a chłopiec na to że nie wie czemu nikt nie otwiera ..bo on tu wcale nie mieszka ...baaardzo grzeczny knap..hihi..Mozna pisac full na ten temat ...mysle ze wyjdzie osobna broszura .
Miejscem początkowo zabaw po wojnie był park Hanki Sawickiej czyli park przy willi Grossa,ówczesne władze doszły do wniosku że to najlepsze miejsce do wszelkich zabaw na 1 maja czy tez 22 lipca.
Jako mali chłopcy wieku gdzieś koło 8-10 lat potrzebowaliśmy pieniędzy a takie zabawy dawały je choćby pod postacią butelek, nieraz trzeba było czekać aż butelka dana się oprózni..i się "warowało" bo konkurencja też nie "zasypiała gruszek w popiele"...i trzeba było pilnować.Zdarzały się najazdy na czyjes butelki i walka by ich nie zarekwirowano..ale za to na drugi dzień byliśmy "królami kasy"...Landus i supersam był nasz!..zdarzało się że i 70 złotych potrafiliśmy z takich imprez zebrać a co było jak na tam te czasy sumą niebagatelną...cdn
'
Dobre hahaha.Wyrazu "szporty"nie słyszałam od wielu,wielu lat,wiec aż miło się zrobiło.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNo tak,sławne DRĄGI i tzw."brędziarze",bałam się ich będąc dzieckiem.
OdpowiedzUsuńDziś taki numer z "majteczkami "nie do pomyślenia,ale się uśmiałam.Zresztą dla młodych ludzi wyraz "kolejka" to jak film saienficson.Świetne humoreski,proszę o więcej!!!!
OdpowiedzUsuńZ niektórych sytuacji opisanych w blogu powstałby całkiem dobry film,może nawet lepszy od komedii Barei "Miś",Tyma "Ryś"czy Chęcińskiego"Rozmowy kontrolowane".Pozdrawiam i proszę nie zaniechać pisania.
OdpowiedzUsuńNo wlasnie panie Henryku, powstalby niezly film, lecz najpierw fajnie byloby przeczytac wszystkie panskie wspomnienia w postaci ksiazki ktora posluzylaby jako scenariusz. Zapewniam iz kupie napewno,no i zapewne znajomi takze. Naprawde super pomysl z tym blogiem. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuń