na przestrzeni lat.
W roku 1923 zaczęła szerzyć się w Czersku "hiszpanka" czyli grypa, która niekiedy potrafiła zbierać śmiertelne żniwa, prawdopodobnie przywieżli ją robotnicy, którzy przebywali na kresach wschodnich w okolicach Baranowicz gdzie firma Shutt Hermana Grossa zakupiła wielkie obszary lasów. Robotnicy czerscy zostali tam oddelegowani do pracy, przebywali tam cały rok. Była to dobrze płatna praca ale i też ryzykowna, na grypę w tamtych czasach umierała masa osób.
No ale były też szczęśliwsze chwile w życiu mieszkańców a szczególnie jednego naszego rodaka co ożenił się w Gdyni z córką ubogiego gospodarza i otrzymał 50 morgów (ok..pół hektara za mórg) wydm i piasków, więc przyszłość nie była dla młodych różowa.Ale że Gdynia w owym czasie(1929) rozwijała się w iście amerykańskim tempie i każdy ar ziemi z dnia na dzień szybował w górę a że rodak nasz miał te morgi w dobrym punkcie, więc po sprzedaży dostał ok 3 mln ówczesnych złotych ,chciałbym nadmienić iż dobra pensja oscylowała w granicach 130... 160 zł , czyli jeden dowód więcej na to iż fortuna kołem się toczy.
Rynek........Porannym świtem, gdy słońce wyszło już na dobre za widnokręgu, w spokój zaspanego jeszcze miasta wchodziło życie. Pokrzykiwania, głośne rozmowy, skrzyp i turkot po kocich łbach końskich zaprzęgów , tumult.......zaczynał się rynek.
Mimo wczesnej pory ludzie krzątali się na rynku, wypakowując towary, rozsuwając ubogie kramy.
Słychać było nawoływania, pochwały sprzedawanych rzeczy.
Ludność z okolicznych wiosek dwa razy w tygodniu przychodziła, przyjeżdżała na rowerach. konno i pieszo by podzielić się z innymi owocami swej pracy. Tam gdzie stały konie unosiła się charakterystyczna woń i końskiego potu delikatny kurz z ziemi zdeptanej kopytami unosił się nad ziemią.
Tam gdzie były ubrania, fartuchy, drewniane ręcznie robione narzędzia do kuchni od sit począwszy na wszelakich "montewkach" kończącym. Kręciły się panie domu, stare babulinki lub młode mamy co to dopiero kuchnie swoje uzupełniały w pomocne "narzędzia".
Na ziemi, na gazetach rozłożony warsztat który miał części do nie wiadomo jakich maszyn, śrubki, nakrętki pordzewiałe, stare bardzo, ale mogące się jeszcze przydać ...tu skupiali się meżczyźni zawzięcie nie raz dyskutujący nad daną częścią.Przy wozach kłębił się tłum kupujących warzywa, ziemniaki i wszelkiego rodzaju płody rolne...eeech smak tamtych pomidorów, sałaty...marchwi, żadne "eko" dziś im nie dorówna.
Gdzie te czasy, że można pomidora było przetrzeć tylko i od razu jeść...no gdzie? dziś stać nas na ilość, ale na pewno nie nie jakość.
Najbardziej smakowały te z przydomowych ogródków, pielęgnowane, pieszczone ratowały domowe, biedne budżety i łatwiej było żyć do "pierwszego".
Wiosna i lato dawało możność dorobienia i z ogródka, i z lasu gdzie na jagody wybierały się całe rodziny...
Nie sprzedałeś dziś laczek - rzecz zwykła
Bo co masz, mistrzu, ot zydel i igłę
parę skórek i zniszczone kopyto
Łazisz boso po mieście i biedą wciąż żyjesz
Nie sprzedałeś dziś laczek, tak bywa
skąd wziąć by jutro dniem było
nakarmić hałastrę miłości najbliższej
wiesz dobrze że za póżno, że już nie dasz rady
W budzie starej na Tucholskiej mieszkasz
łatasz buty ubrudzone błotem
laczki dla Biedy, co doskwiera życiem
Kiedyś z zamszu robiłeś i zgrabnie
miękkie delikatne jak aksamit
Było, przeszło
Cóż zostało, jak nie piwa kwarta?
gonią cię z miasta
zagląda komornik
stary już jesteś aleś nie spokorniał
Przyjdzie Jóchu z akordeonem
przyjdą inni goście
zaśpiewamy i zagramy w Baśkę
Cóż że żandarmi nieraz wpadną
wydrą resztki a często okradną
z ostatniej marki, tak bywa
Cóż mi trzeba, oprócz kwarty piwa
zimą parę drewek i odrobinę szali
przyjdzie do mnie Alfons kulawy
wyrzucił go kiedyś las szary
przyjdzie Jóchu akordeonista
jeszcze nie najgorzej
żyć można.
I tak kiedyś w Czersku bywało , różami życie nie bardzo było usłane , ale było też i tak.
Gorycz olch nad Strugą
zieloność zagrabia
świt w nowe życie
życie przysposabia.
Wyłaniają się ze świtu Czerskie ogrody
żywe i barwnch kwiatów pełne.
W niskich chatach przycupniętych wyczesują wełnę.
Znoszą z lasu orzechy, jagody i miód jak się trafi
z bagien i trzęsawisk kosze żurawin.
Zioła suszą na zimę,wloką smolną karcze
Jesień pierwszym chłodem ścina brzozom liście.
A nad Czerskiem obłoków nieustanny wyścig.
Czerwienie, brązy i złoto kolorem się szykuję
po barwić gotowe światy dookoła.
Deszcz lunął, i choć oko wykol
ciemno się zrobiło
a to ranek jeszcze.
Czekam na komentarze a pro po tych opisów "wierszowanych" o Czersku , będzie naprawdę mi miło.
Nareszcie nowy wpis. uczy Pan cierpliwości swoich fanów. Ciekawe wspomnienia, pamiętam - rynek odbywał się we wtorek i w piątek. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńBRAWO!!!Bardzo ciekawe połączenie prozy z poezją. WIELKI TALENT!!!
OdpowiedzUsuńKocham moje miejsce jakim jest Czersk dużo wspomien
OdpowiedzUsuńTu dorastałam wśród wspaniałych ludzi pozdrawiam dorota
OdpowiedzUsuńPozdrawiam znajomych ze szkoły numer dwa oraz całe grono pedagogiczne rocznik tysiąc dziewięćset siedemdziesiąt dwa osiemdziesiąt dorota
OdpowiedzUsuń