"Ruskie"
Gdzieś koło roku 1968 zobaczyłem pierwszy raz sowieckiego żołnierza.Był to czas gdy Rosjanie robili wielką interwencje w Czechosłowacji,przez Czersk przewalały się masy rosyjskiego wojska.Przy kościele był ich posterunek który regulował ruchem aby nie pojechali na Śliwice..Rusek jak rusek ,normalny młody chłopak bardzo przestraszony bo wokół niego masa dzieciaków i dorosłych co to chcieli zaraz jakiś interes ubić.Chłopina stał tak cały dzień bez jedzenia i picia ..zlitowały się nad nim kucharki z "Pomorzanki'i chciały mu dac obiad ale biedny(chyba ze strachu) nie chciał...w końcu kobieciny tak go zamotały że zjadł i kawe wypił ale jadł to będąc cały czas na posterunku....jak zjadł to jeszcze mu kucharki czekolady dały i kanapki ktore zaraz schował.W domu zawsze się z ruskich smieliśmy że to "kacapy"ale ten żolnierz był inny,normalny w niczym nie przypominał opowiadań babci jak to ruskie gwałcili kobiety ..jak na ręce mieli po pięć zegarkow no i ze mieli karabiny na sznurkach (hihi)...ten był bardzo ludzki ,wzbudzał współczucie...Nie interesowało nas po co jadą do tej Czechosłowacji wcale ,liczył się ten rosyjski żołnierz z karabinem i z opaską "regulowszczyk"
Jeszcze jeden raz przygodę z sowieckimi żołnierzami mielismy gdzieś koło 1971 roku.Przez Czersk przejeżdżały tabory kolejowe z żołnierzami które jechały stacjonować do NRD.Pamiętam że handlowaliśmy z nimi wszystkim,popularne były ich pasy szerokie z klamrą metalową,jako dzieciaki lubiliśmy ich odznaczenia, znaczki z Leninem(sic!)Przynosilismy tez do domu puszki rózniaste z kaszą..z mięsem..a my im dawaliśmy polskie gazety z dziewczynami jak ITD,Panoramę Północy(tam zawsze na ostatniej stronie były nagie panie)Kolega miał cały zeszyt z tymi dziewczynami powklejanymi.dostał za to dwie złote obrączki..hee..hee niezły biznes.
Wakacje.
Wakacje to jak wiadomo najlepsza wisienka na torcie w roku..no może jeszcze święta i wigilia ale wakacje to był luzik totalny.Część z nas wyjeżdżała na kolonie,obozy,do babć i wujków ale większość z nas pozostawała na miejscu...i wtedy byliśmy wszyscy razem w kupie,a czym więcej dzieciaków tym więcej pomysłów.Sport i owszem był jednym z wielu zajęć ...wbrew pozorom latem piłka nożna nie była aż tak popularna jak np.gra w palanta...tak ..tak..! gralismy w niego nieraz całymi dniami.Może przyczyną popularności było to iż nie był to drogi sport ,kij zawsze jakiś można było znaleść a piłki palantowe nie były takie drogie w odróznieniu od piłek do nogi.Oczywista latem to też pływanie nie wszyscy umieli ale szybko się uczyli, jak była pogoda to codziennie pieszo chodziliśmy do Ostrowitego..po drodze róznego rodzaju wygłupy ...wiadomo papieroski..i gęby umorusane od jagód któych było w brud.Dziwne ale wtedy jakby kleszczy nie było, tak naprawde nie słyszało sie o nich prawie wcale a latem większość z nas śmigała boso..no naprawde!..boso....no chyba że mama kazała po coś lecieć do "miasta"..to wtedy ewentualnie ale naprawdę z wielkimi oporami.Czasami tez chodzilo się do Gutowca po proch..Kiedyś ponoć był tam skład amunicji,..mieliśmy swoje miejsca gdzie sporo go jeszcze było..przypominał grafit do ołówków czarny.Zawijaliśmy się taki grafit w sreberko od czekolady i podpalało ..robił się taki "bączek" co z świstem przelatywał nad głowami.Robiliśmy też świece dymne z plastiku z lalek albo z kliszy fotograficznej..wkładało się to do pudełka pustego po zapałkach i podpalało..oczywiście to nie paliło się ale topiło i wytwarzało masę duszącego dymu,jedną taką swiecę dymną wrzucilismy do baru Muchomorek..rannnny co się działo!!przyjechała nawet milicja ale na nasze szczęście nikogo z nas wtedy nie złapała..lokal był wietrzony z trzy godziny..hihi
.
Jednym z wielu rzeczy z jakimi się borykaliśmy w czasie wakacji to brak pieniędzy..na wszystko..na lody cukierki ..papierosy..ale czasem zdarzały się CUDA w postaci że ktoś znalazł 500zł..tak!..to była suma jak na tamte czasy niewyobrażalna....znalazł mój kolega..jak pamietam mówił iż gdzieś koło skupu złomu(to mniej więcej dziś na wysokości Komisariatu Policji)Przyleciał do mnie rano i mówi że ma 500 stówek...rannny!co robić z taką kasą?Najlepiej zniknąć z oczu rodzicom...więc do Ostrowitego..wzielismy z soba jeszcze kilku kumpli..zrobilismy zakupy w postaci puszek..bułek czekolad oczywiście extra papierosów jak Pall Mall czy też Perry(te ze względu iż miały złotą paczkę)i pojechaliśmy autobusem(nie z buta, bo nie wypadało)..Tam zaraz na miejscu sklep był też nasz...czulismy się jak milionerzy...to uczucie że można mieć wszystko chyba wtedy tylko miałem.
'''
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz