Najdłuższą ulicą jest ulica Starogardzka,ciągneła się od Rogańskiego az do wiaduktu kolejowego.
Gęsta zabudowa przy samej ulicy ,wysadzana wielkimi lipami ktore dawały cień w czasie miesięcy letnich i majestatyczność w zimie,urzekało piękno tych lip..wielka przyjemność przechadzania sie pod nimi...bardzo malowniczość i ciepło ...taka swojskość jakby spacerowania po ogrodzie..
Jak dziś widzę pana Mroczyńskiego w sklepie metalowym na rogu Starogardziej i Królowej Jadwigi ..nastepnie sklep P.Rogańskiego który po poludniu lubił wystawać w drzwiach sklepu...za tym sklepem był szklarz z spółdzielni inwalidow...dalej gablota z reklamami filmów granych w danym tygodniu po drugiej stronie sklep z nabialem i pieczywem(świetne murzynki tam robili..eech) i sklep Pliszki, za nim zegarmistrz i sklep mięsny wraz z rzeznią na zapleczu.
Na początku Starogardzkiej rosły drzewka głogu..gdy dojrzewał my to trochę jedliśmy....mówilismy na to że to "rajskie jabłuszka"..taka fanaberia dziecięca..drzewka te zawsze na wiosnę były przycinane..w ładny okrągły kształt....zycie jak na innych ulicach toczylo sie w podwórkach jak i przed domami..starsze panie wiecznie w oknie ktore wszystko widziały i wiedziały...to dla nich pewien spektakl zwany życiem ,ktorego były ciekawe...przez okna też kłótnie sie odbywały..jak i pogawędki.
W kuzni Gwizdały trwała cięzka praca i stukot w kowadło...były dni że było spokojniej z klientami.wtedy mistrz Gwizdała robił sobie "szewski poniedziałek"...P.Gwizdałowa nie raz taszczyła go "osłabnietego"do domu....zaraz po drugiej stronie za sklepem spożywczym była kuznia P.Glazy..potrafił bardzo wiele,bo i cos przyspawac jak też coś pokombinować z silnikiem...
Dalej ,lecz po drugiej stronie byl bank a dalej lokal ZSL i stacja benzynowa...a na przeciwko nasza duma i chluba Straż Pożarna.Za moich młodych czasów niewielka to była placowka pod względem architektonicznym...pamietam zrujnowaną drewnianą wieżę i staw i pozniej wybudowany niewielki budynek.Kiedyś Starogardzka za czasów pruskich nazywała się Koenigstrasse ,za okupacji chyba tak samo ale głowy nie dam...wiem że Kościuszki to była Adolf Hitlerstrasse...przy końcu Starogardzkiej była kiedys cegielnia...dziś śladu po tym nie ma
Z początkiem Starogardzkiej jej lewa odnoga to ul.Królowej Jadwigi...(za czasów pruskich Wilhemstrasse).ulica szczególna bo to była ostatnia ulica jaką pokonywali czerszczanie po raz ostatni,smutne to ale nieuniknione ...tryby życia tak maja w swym zegarze i dają nam sentencję że człowiek rodzi się po to by umrzeć.
Na tej ulicy jest cmentarz katolicki...choć pochowani są tam i ateiści i innej wiary...śmierć dla wszystkich jedna ..czy człowiek w coś wierzy czy nie...czy kochał tego Boga czy innego..ważne jaki człowiek był za życia....czy będą potomni o nim pamietać i zapalą świeczkę za spokój jego duszy..
Sam cmentarz jest bardzo dostojny...pełen zieleni i spokoju,Majestatyczne grobowce chcą podkreslać ludzi wielkimi jakimi byli za życia...ale są też malutkie groby dzieci z przełomu 19 i 20 wieku z zdjęciami dzieci,nadtłuczonymi aniołkami..piękne i zapomniane ..żyją ich zdjęcia i nagrobki..nie uciekli niepamięci..niejeden przechodzień zmówi "wieczne odpoczywanie"..
Zaraz za cmentarzem był kiedyś ogródek Jordanowski gdzie jako dzieci chętnie bywaliśmy..
Wzdłuż domów ..przy końcu ulicy usadowił się jeden z najstarszych zakładow w Czersku...czerski tartak...
Ulica Dworcowa imponowała zawsze zielenią i masą dzieciaków z pobliskiej szkoły podstawowej,ulica była strzelista bez żadnych zakrętasów.Jak sama nazwa ulicy wskazuje była to ulica w kierunku dworca Polskich Kolei Państwowych ...w czasie okupacji niemieckiej nazwana została buńczucznie Hermann Göringstrasse..dworzec w stylu lekkiego klasycyzmu jak na wielkość i ważność miasta był imponujący.Była restauracja dworcowa ,kasy bagazowe i biletowe.
Nie jeden raz w niedzielne poranki dzieciaki biegały z kankami po piwo na dworzec...(bo kiedyś piwo było i mozna było zjeśc coś ciepłego)..
Dworcowa miała jeszcze inny wymiar ...znajdowało się na tej ulicy sporo sklepów i instytucji ważnych dla zycia miasta
Na samym początku od ul.Kościuszki była pracownia fotograficzna P.Lipskiego(dostałem sprostowanie..że nie Skrzypczak a Lipski)..zaraz za nią sklepy.. pracownia kapeluszy Rzepczyńskich i zegarmistrz z duzym charakterystycznym zegarem na zewnątrz (zegar odmierzał czas idealnie) po drugiej stronie sklep vis,vis sklep z telewizorami i wszelkimi dobrami artykułów gospodarczych,,plus rowery i czasem motory.
Baza GS-u mieściła sie w dawnych budynkach wytwórni win i likierów a na przeciwko po drugiej stronie słynna cukiernia P.Landowskiego z słynnymi "napoleonkami"...eeech jeszcze czuję smak tych ciast.
.
Budynek poczty wybudowanej jeszcze za czasów pruskich..czerwieniał dostojnością i tym że czas go nie rusza ,że nic w nim na zewnątrz sie nie zmienia
Z prawej strony siedzi naczelnik poczty po II wojnie światowej Zabrocki
Szkołę podstawową wybudowano w 1966 roku....przedtem rozciągały się pola ,az po sam tartak i spedycję kolejową,jak na lata 60-te była to wielka inwestycja i nowoczesna inwestycja.Część dzieciaków po raz pierwszy widziało ubikację czyste i przestronne...to był wielki skok z starych pruskich murów do jasnych pięknych sal.
Biblioteka miejska też zajmowała po czesne miejsce w kulturalnej mapie Czerska..bardzo lubiłem p.Jereczek,cichą spokojna i zawsze z uśmiechem podchodzącą do dzieciaków...a ja należałem do tego grona które uwielbiało "grzebać"w książkach,potrafiłem nieraz godzinami siedzieć i przeglądać...pewnie to panie z biblioteki irytowało nie raz ...ale co było zrobić ..uwielbiałem to.
Zaraz za pocztą i biblioteką wgłębiała się uliczka niewielka Pocztowa,pełna dzieciaków,tętniąca życiem ..
wabiła swymi ogrodami i zapachem chleba z pobliskiej piekarni...zabudowana kilkoma kamienicami i jak to bywa wszelkimi różnego rodzaju "tryftami"(taka mini droga między budynkami).i.skleconymi z tego co było pod ręką "szałerkami" aby móc przechować opał na zimę,powstawały z tego rózne dziwolagi drewniane gołębniki dla pasji ...A co do swoistej gwary czerskiej ...takiej kaszubsko-borawiacko - niemieckiej z domieszkami kociewskiej.
Pełno w niej ..--- byszongów(nasyp kolejowy),durch(ciągle)...drabka(drabina...dycht (do końca)fanga(cios)fajn (ładne)...firsztyg(śniadanie)futer..(jedzenie ..czasem pasza dla zwierząt)gancpomada..(mi obojetne)..glanc(lukier..np na pączkach)kachle..(kafle np do pieca)knybel..(kij)krejżaga(piła tarczowa)leberka(kiełbasa pasztetowa)mycka..(czapka)sklep(piwnica w domach na ziemniaki na zime)rojber(taki mały rozrabiaka)sztachnąć sie (zaciagnąc paierosem)..oj ..duzo ..duzo..tego jest... ale mamy opowiadać o ulicach...a nie o tym jak się mówiło i mówi.
Koło szkoły jak stał zawsze kiosk "Ruchu"oczywiście z gazetami i całym misz-maszem..z nosami przylepionymi do szyb zawsze stała tam garstka dzieciaków dla których to był inny świat,zaczarowany...pełen różnych rzeczy nigdy nie widzianych..kolorowych...o ile mnie pamięć nie myli to prowadziła to p.Chabowska(proszę poprawić jesli się mylę)....
Za szkołą,majestatycznie tonący w zieleni cmentarz pomordowanych przez niemców mieszkańców Czerska i okolic,miejsce szczególne..miejsce pełne zadumy nad poświęceniem się dla ojczyzny, dla innych Znajduje się na nim 180 grobów. Wśród nich są liczne groby symboliczne, m.in. ofiar obozów koncentracyjnych i więzień. Dziewięć grobów nie posiada tablic. Przed cmentarzem znajduje się obelisk z napisem: "Ofiarom faszyzmu z lat okupacji 1939- 1945". Na środku cmentarza pod krzyżem 18 kwietnia 1997 r. ustawiono tablicę "Pamięci pomordowanych na Uralu w latach 1945 - 1956". W dniu 3 maja została ona poświęcona. Tablica ta upamiętnia śmierć ok. 150 mieszkańców Czerska i okolic wywiezionych w 1945 r. przez władze radzieckie do obozów pracy na Uralu i na terenie Łotwy..
Następnie bylo kino "Palladium"..miejsce szczególne dla wszystkich mieszkancow ...to okno na świat inny kolorowy ...lepszy ...czasem kolejki były w nim az do "Oazy"..taaak//naprawde
Bona i Krajewski
a gdzie te czasy??Na miejscu dawnego kościoła ewangielickiego ,oazy wiary i modlitwy ,"nasi" komuniści pobudowali "oazę"rozpusty,alkoholizmu i deprawacji tak dla zochydzenia może tego miejsca...a może dlatego że wszystko co niemieckie ( ewangielizm kojarzył sie tylko z niemcami)warte było bezczeszczenia..przyklad centarza ewangielickiego...Postawiono świątynie picia....lokal jak lokal..jedna sala ..kamienna podłoga...i alkonol ...biznes kwitł
.Zaraz za lokalem był dom i przychodnia rejonowa PKP którą prowadził dr Karolczak....słynne były jego wysyłanie młodych"chorych" po "Giewonty" na dworzec ..i mówił masz tu zapisany "Asprocol"..i 3 dni zwolnienia ..niesamowity doktor..i baardzo już wtedy stary ..ale wspominam go miłe bardzo.
A trzeba wiedzieć że PKP miało swoją służbę zdrowia,własne przychodnie,szpitale.Leki były darmowe..i nie czekało się na żadnego specjalistę jak dziś.
Jeszcze jednym ciekawym miejscem było więzienie dla kobiet w budynku przedwojennego sądu.Sam budynek bardzo okazały jak na czerskie warunki wybudowany zostal jeszcze za czasów pruskich.W okresie międzywojennym mieścił się sąd grodzki a od ulicy Batorego miała swą siedzibę Policja Państwowa.
Końcowym budynkiem był hotel miejski gdzie na parterze w latach 80 był sklep Pewexu.
W okresie międzywojennym też był tam hotel tzw centralny i ponoć(tak z podsłuchu,gdy ojciec z znajomymi sobie opowiadali)z "dziewczynkami"czyli burdel jakich wiele było wszędzie wtedy w Polsce.
Budynek inczej wygladał ale to nadal ten sam ,wydaję mi się iz kamienica była być może zrujnowana po II wojnie światowej i odbudowano go w formie strasznego "klocka"
Jeszcze jeden dom który odgrywał rolę niebagatelną w życiu Czerska to gmach zaraz za kinem,mieściła się tam PZPR czyli komunistyczni włodarze tego miasta...nic chlubnego..ale fakt pozostanie faktem i czym i kim byli wszyscy wiemy,...choć smiesznością dzisiaj wielką jest iż niegdysiejsi działacze komunistyczni dziś to wielcy obrońcy kościoła ale jak powiadaja ...lepiej pózno niż wcale
Zakład Pana Marcinczyka ,pan był niewidomy i produkował niesamowite szczotki,ręcznie robione i różniste od szczotek do butów ,do ubrań..po szczotki ryżowe,nie raz podglądalismy jak pracuje ...niesamowita precyzja i dokładność...piekna sprawa.
Przed zakładem szczotkarskim był fryzjer pana Pupla,osobiście nie lubiłem tam chodzić(a miał swoją klientelę)bo obcinał włosy jakby sie michę załozyło na głowę i co po za michą było jego...nieciekawie...hihi.
Obok zaraz był sklep masarniczy Pana Grzecy..rzeżnik jak rzeżnik zawsze kolejki i zawsze kobiety pod nim,
cóż "urok" tych czasów ..zawsze można było poplotkować i dowiedzieć się rzeczy "ważnych"z życia Czerska...zgodnie z sugestią jednej Pani z Czerska nie omieszkam dopowiedzieć iż zaraz za gmachem partii(patrz zdjęcie)był minimalny ogródek jordanowski...a kiedyś ..kiedyś był na tym miejscu sad...i jeszcze na Dworcowej tam gdzie obecnie jest przychodnia stomatologiczna był zakład produkujący trumny i na wystawie dwie zawsze co najmniej były..brrr...i to by było na tyle jesli chodzi o ulicę Dworcową u ktorej końca biegła cicha uliczka Kolejowa..która wpadała do Lipowej a ta zaś ulica miała też w sobie dużą dozę klimatu przez wzgląd na stare bardzo lipy,była odrobinę bardzo wiejska...też stosunkowo cicha ..(nie było wtedy takiego zmotoryzowanego społeczeństwa)....i były tam gospodarstwa rolnicze np.p.Kosidowskich gdzie np.chodziło sie po mleko swojskie..było raz że tańsze,drugi raz że można było z tego śmietanę zebrać albo zostawić na wysmienite zsiadłe mleko...można było nożem ciąć, takie było....kto dzis pamięta chleb ze śmietaną i cukrem?!!..pycha..
Przy końcu Lipowej po prawej stronie(co nie każdy o tym wie) był kiedyś cmentarz ofiar zarazy cholery która panowała w Czersku w II polowie XIX wieku...najpierw była tam "Boża męka"na styku Chojnickiej ,Kosciuszki i Lipowej ale ją zniszczyli niemcy w czasie II wojny światowej...dzis śladu nie ma że tam leżą ludzie,przydała by się jak już wcześniej pisałem tablica upamietniająca to miejsce,bo skoro stać miasto na tablicę dla ewangielików(co im się słusznie należało)to na taką też wydaje mi się że nasze miasto stać by było....chocby dla potomności i pamięci ludzi tam leżących.
Ulica Chojnicka z kierunkiem do Chojnic(stąd nazwa)ulica małych domków(kiedys )czasem drewnianych,wiejskich bardzo z cmentarzem ewangielickim i cmentarzem zołnierzy sowieckich przy samej jej końcu..Miejsce gdzie często widywano pary kierujące się do "lasku Chojnickiego"z dala od oczu ludzkich gdzie można było pocałunek ukraść i za ręce się trzymać...czasem spotykało się rozkrzyczanych kolonistów przyjezdzających na wakację do Szkoły nr 1 ..pluskali sie tam w czerskiej strudze..miejsce piękne ,pełne uroku...dziwne ale wtedy bardzo starano sie o regulację tej rzeczki i woda byla wtedy czysta(dziś raczej podejrzana)Co najważniejsze było ..były ryby!..i to jakie ..szczupaki ..tak ..ciekawe czy dziś sa?
W latach 40 ubieglego wieku Chojnicka szła tzw,"berlinka"szosa z Berlina do Królewca,trwały bardzo trakt wyłożony płytami betonowymi któremu nie oparły się ani czołgi ani cała wojna...niezwykle wytrzymała konstrukcja.Drogę tę budowali m.in.jeńcy wojenni, francuzi i anglicy z obozu w prochowni w Gutowcu
Bardzo szybkie tempo sowieckiej ofensywy zaskoczyło niemców, którzy nie zdołali wykorzystać zgromadzonej amunicji. Po przejściu frontu sowieci natychmiast przystąpili do likwidacji magazynów wysadzając wszystkie budynki i baraki w powietrze. Wybuchy i fajerwerki trwały wg miejscowych cały tydzień. Po tej akcji pozostały tylko solidnie wykonane drogi betonowe które dzisiaj prowadzą do nikąd.Niektórzy opowiadaja ze to Niemcy wysadzili to czego nie zdołali zabrać. Tam też były magazyny, bo trafiała się amunicja, np.: Lebel, Mosin, itp. nawet kilka sztuk do ił-a, pociski artyleryjskie produkcji francuskiej, włoskiej, węgierskiej. Ponoć jak Niemcy to wysadzali to Ruskie pod Legbąndem zaczęli się okopywać, bo myśleli, że Niemcy kontratakują. Skutkiem tego wysłali bombowce, żeby zbombardowały okolice. Rezultat widać do dzisiaj: drogę z berlinki do Krzyża w dwóch miejscach przecinają leje po bombach.
Drogi po wojnie zostały częściowo rozebrane przez miejscowych w celu pozyskania budulca na fundamenty. A i proch do dzisiaj można znaleść ,przypomina to grafit do ołówków..w młodości chodzilismy i zbieralismy go by potem zawijaćw "złotko"i podpalac a to pod wpływem ciepła wirowało w powietrzu i świstało.
Inną ciekawą ulicą była Szkolna i 21 Lutego(dawniej Młyńska) zaczynającasię przy kościele a kończyła przed mostem na strudze ulica Szkolna nie była za długą ulicą ale co miała to to że to już był charakter miejski tej ulicy,z jednej strony budynek szkolny (kiedys dla dziewcząt)szkoły podstawowej a póżniej Liceum Ogólnokształcącego,a po drugiej secesyjne kamienice willowe w otoczeniu drzew.
Wpołowie Szkolnej świetlica tartaku która zastepowała dom kultury.Chodziliśmy tam bo gdzie mieliśmy chodzić?..tam były szachy,"damka",biblioteka...no i stól do "pindla" i telewizor,a to było baaardzo ważne,była też scena i w poczatkowym okresie kino.
Jako dzieciaki chodzilismy tam na poranki filmowe w niedzielę o 10 ,tam pierwszy raz w życiu zobaczyłem kaczora Donalda na kolorowo...do dzis pamietam jakie to zrobiło na mnie wrażenie.
Zrobie minimalna przerwę w opisywaniu ulic z powodu święta jakim niewątpliwie był w czasach komunistycznych "Dzień Kobiet" i tu taka mała anegdota związana z tym dniem tak dla polepszenia humorów i przypomnienia jak było.
Więc mając jakieś 10 lat dostałem od ojca 10 zł i miałem mamie coś kupić na ten dzień,kwota wtedy dla mnie zawrotna,więc jako "znawca" sklepów wiedziałem że najtańsze gożdziki(wtedy tylko gożdzik sie liczyl)
miał Pliszka pamiętam dokładnie ..po 3 zl..pomyślałem jeden starczy ...zostało mi 7 zl i za resztę kupiłem czekoladowych cukierków luzem...dostałem w takiej nawet ładnej torebeczce...i byłem cały zadowolony..ze mam prezent i kwiata!...co z tego jak cukierki kusiły...a powiem wam ze to były w czekoladzie "makowe"się nazywały z tego względu makowe bo w srodku była taka czerwonawa masa...pychota!..myślę sobie jak jednego zjem nic sie nie stanie ..(logiczne..nie?!)..oczywista zeżarłem wszystkie!...i powiem wam że skrupuły
mam po dziś dzień ..naprawdę wstyd mi do dzisiaj.A więc drogie moje czytelniczki z okazji tego jutrzejszego święta wszystkiego dobrego ,szczęścia ,zdrowia i miłości...i czytajcie to co piszę , bo ten świat co był już nie wróci .
Powracając do tematu ulic ,zaraz za świetlicą rozciągała się Czerska Fabryka Mebli zakład duży jak na warunki miasta,dający pracę wielu ludziom,dziś niestety w obcych rękach ..szkoda naprawdę.
Po prawej stronie Szkolnej stała wielka eklektyczna kamienica jeszcze wtedy z oznakami swej wspaniałośći,do tej kamienicy "przyklejona"została łażnia miejska , miejsce szczególne które w jakimś stopniu zaspakajające potrzeby higieniczne czerszczan..czynna była dwa razy w tygodniu czyli w piatek od 15 do 22(czasem wiele dłużej)a w soboty od 10 do 22.
Było to miejsce spotkań,plotkowania bo kolejki zawsze wielkie były,mozna było wiele ,wiele rzeczy się wtedy dowiedzieć,Młodzież gdy czekała oczywista w karty rżneła..("Baska")no i w cieple zapalić papieroska ..hehe.Łażnia składala się z 4 kabin z wannami ,wielkimi jeszcze pamietające na 100% czasy przedwojenne ,uwielbialismy się tam taplać,a łażienna co chwile grzmiała "cholery jasne kończyć mi tam"...i były też kabiny z prysznicami lecz nas to absolutnie nie interesowało...jak nurkować pod prysznicem??też coś?..hihi...cdn
Kawałek za łażnią ulica kończyła się na moście na Czerskiej Strudze,jak widzicie była to niewielka ulica.,ale warta uwagi.
Jedna z czytelniczek zasugerowała że może to były a,la baseny...nie ..nie poprostu były to wielkie wanny,zresztą jak sie ma tam 11..12 lat wszystko jest wielkie...ale napewno odbiegało to od dzisiejszej formy wanny,a że wanny były to rzecz najpewniejsza,zreszta cena drozsza była do kabin z wannami ok 4zl a pod prysznic 3zl..to tak apropo zapytań czytelników.Na ten temat pisałem w wcześniejszych rozdziałach.
Ulica 21 lutego zaczynała się zaraz za mostem,dawniej Młyńska ,zresztą za moich czasów inaczej jej się nie nazywało.Początkiem ulicy były po lewej dom elektryka Bonina(świetny fachowiec) a po prawej stadion miejski i klub "Borowiak",piłkarski oczywista,teren pod budowę już za czasów okupacji niwelowali niemcy,była tam kiedyś cegielnia.
Po wojnie nie miał kto od razu za to się zabrać,ale z czasem pobudowano stadion i szatnie, plus mieszkanie dla opiekuna (był to mój wujek A.Szynwelski)dalej za stadionem po prawej była "tania jatka"czyli sklep z mięsem II I III kategorii,czasem nawet mięso końskie tzw."skopowina",(ojciec robił niezłe kiełbasy z tego)kobiet tam zawsze bardzo dużo było,wsród posuchy mięsa i to było dobre.
W nastepnej kamienicy był sklep papierniczy,dziś już mało kto pamieta...ulica w sumie miała taki wiejski charakter i domy na niej też były bardziej wiejskie,małe,przepełnione(rodziny wtedy duże były)
Uchwała się piekarnia prywatna p.Nitki,my mówilismy że to piekarnia Aszika...czemu?nie wiem..postaram sie dowiedzieć.Piekli super chleby z tzw."blachy"..czyli kwadratowy ...wielki ok 2 kg.zawsze rano cieplutki..i bułki razowe...super ...!...ale najwazniejsze były "szneki z glancem"..drozdżówki posmarowane na wierzchu lukrem...wielkie takie..naprawde ..coś smacznego...nie trafiłem jeszcze w dzisiejszych czasach na podobne smaki,dziwne ale w tej piekarni wszystko było tańsze niż w państwowych sklepach,2kg chleb za 7 zł to naprawdę nie było wiele(w panstwowym 8 zl za taka sama wage)a te wielkie szneki po 50 groszy...dzieciak jak zjadł rano jedną plus szklankę mleka ciepłego to miał dosyć.
Na tej ulicy duzo bardzo było domów drewnianych,widać od razu było ze nie należały do bogatych właścicieli tak jak w centrum miasta,były bardzo solidnie wykonane że nawet wtedy były naprawdę w dobrym stanie
Na końcu ulicy w dawnym parku Grossa powstał park Hanki Sawickiej,a wille jego zaczeli wynajmować czerszczanie,szkoda bo budynekładny klasycystyczny,forma dworkowa...dziś bardzo zniszczony a świetnie nadawał by się na muzeum miasta Czerska(ku rozwadze władz miasta)po drugiej stronie ulicy były budynki młyńskie...fundamenty po dziś dzień sa widoczne
Niewiem czy wiecie ale kiedyś Struga Czerska tak ładnie nie wiła się aż do Klaskawy,kiedyś zaraz za parkiem były stawy H.Grossa,po wojnie zmeliorowano wszystko, powstały ładne łąki a rzeczkę uregulowano
choć osobiście byłbym za tym aby te stawy były...widząc po starych zdjęciach miało to swój urok.
Z willą Grossa wiążą się i legendy jedna z nich mowi o młodej posługaczce co służyła w willi w której zakochał się młody rybak co też pracował na stawach u Grossa.Zakochani spotykali się potajemnie gdyż Gross nie tolerował żadnych umizgów,tepił wręcz wychodząc z założenia że to co jego nie ma prawa być tknięte.Zakochani mimo wszystko spotykali się nad stawami,gdy odkrył to Gross nic im nie powiedział tylko gdy była wielka wichura i burza kazał młodemu rybakowi sieci wyciagać,biedny rybak zrobił co pan kazał i zatonął na stawach,biedna posługaczka biegała co noc szukając swego ukochanego..aż pewnego razu znikła.
Ludzie powiadaja że od tamtego czasu w letnie wieczory unosi się nad łąkami zjawa posługaczki która szuka swą miłość
O innych legendach pisałem juz poprzednio,postaram się moze te legendy kiedys opisać,ojciec mój duzo ich znał.
Główna ulicą Czerska jest ulica Kościuszki,z dużą ilością sklepów lokali i małych firm usługowych.
Kiedyś było podobnie,życie handlowe skupiało się właśnie na tej ulicy
na zdjęciu wygląd właśnie takiego sklepu,proszę zauważyć asortyment na półkach,"katarzynki"...herbata Madras ,Gruzinska i Ulung,...miód sztuczny..dżemy (i to jakie!)ciasteczka deserowe z cukrem..(pycha!)kompoty..i oczywista u góry "Duże W"...eeech gdzie te czasy gdy wszystko miało smak ,nie jak dzis na jedno kopyto.
Kiedyś nawet mieliśmy Super Sam taka namiastka marketu z dnia dzisiejszego,ważne było że można było zabrać koszyk i samemu zrobić zakupy..i nie było kamer i specjalnie tez nikt nie pilnował bo złodziejstwa które owszem było ale nie takie jak teraz.
Kto pamięta co znaczy słowo "repasacja"??pamiętacie?...napewno nie..mam tu zdjęcie takie związane z tym słowem w dziale usługi
Były też warsztaty szewskie,szklarze, i to wszystko było potrzebne ludziom,dziś natłok artykułów zmusza do kupowania wiecznie nowego,zresztą jakoś produktów też spadła ,bo co z tego że opakowanie kolorowe ,piekne jak w srodku chemia w czystej postaci..prawda?
Na tej ulicy znajduje sie ratusz czyli urząd miasta,gmach wybudowany po pierwszej wojnie światowej,skoro miastem Czersk został musiałbyć i ratusz.W 1927 roku Prezydent Wojciechowski odwiedził nasze miasto.cdn
Super ale dlaczego znow przestoj...a mialo byc systematycznie. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńŚwietnie opisane.Zdjęcia unikatowe-takiego tartaku nie pamiętam,no może tylko komin sobie przypominam.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawie,i wreszcie bez tej przesadzonej słodyczy,az miło sie czyta.
OdpowiedzUsuńWspaniale się czyta te wspomnienia... wielkie dzięki :) najserdeczniej pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy.
OdpowiedzUsuńCiekawe czy dziś są ryby... ale pewnie i woda w rzeczce już nie ta co dawniej...
OdpowiedzUsuńDziękuję ślicznie... pozdrawiam :) czekam na ciąg dalszy.
Ach ta młodość... ta ciekawość... dziękuję bardzo za kolejny fragment opowieści... Serdecznie pozdrawiam :) proszę o ciąg dalszy.
OdpowiedzUsuńKocham czytać tego bloga.Dziękuję i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
Usuńkto tak kocha moje pisanie??...piszę tak sobie dla pokrzepienia nie tylko duszy swej ale tez innych....a że sie udaje ...cóż ...dziekuje.
UsuńUdaje się i to bardzo,bardzo,bardzo:)
OdpowiedzUsuńCo takie milczenie?Nie miało być podobno przerw.Tak pięknie Pan pisze teraz,czyta sie z zapartym tchem.Prosze o cześć dalszą.Dziekuję.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńŚwietny "przerywnik"...trudno oprzeć się "słodkościom"zwłaszcza mając 10 lat,więc zapomnijmy o wyrzutach sumienia...dzięki za życzenia oryginalnie wplecione w całość:)
OdpowiedzUsuńA to bardzo ciekawe... łaźnia miejska z wannami... czy to coś takiego jak basen?
OdpowiedzUsuńDziękuję za te cudne opowieści...wspomnienia... Pozdrawiam najserdeczniej :) czekam na ciąg dalszy.
O dalszym ciagu zachwytow pana wspomnieniami zapewniam, oraz z utesknieniem czekam na wiecej i wiecej !!!Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za wyjaśnienie, a no tak ma Pan racje kiedy się ma 11,12 lat to się wszystko widzi inaczej... ale żeby aż nurkować, to jednak musiała być solidnych wymiarów :) pozdrawiam serdecznie i czekam na kolejny odcinek wyczarowanych wspomnień.
OdpowiedzUsuńSzanowny panie Henryku, czy ma pan jakies informacje odnosnie czerskiego mlyna? Swoja droga bardzo dobra sprawa bylo by odbudowanie go , jako ze to symbol czerska . Byc moze ktos w urzedzie miasta podziela takze taka inicjiatywe.Pozdrawiam bardzo serdecznie wierny czytelnik.
OdpowiedzUsuńPamiętam,te targi zwierzęce to tzw."świński rynek".Pozazdrościć pamięci.Pozdrawiam i czekam na więcej.
OdpowiedzUsuńWielkie dzięki panie Henryku, pozdrowienia serdeczne:)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo panie Henryku za pięknie wyczarowaną opowieść. Serdecznie pozdrawiam i proszę o jeszcze...
OdpowiedzUsuńDzięki za nazwę bo nie wiedziałam… a ciotunia z Gdańska miała pracę w repasacji pończoch. Pamiętam jak bardzo pielęgnowała swoje rączki… oglądała ze skupieniem swoje pulchne paluszki :) A w 100% z panem się zgadzam panie Henryku, że teraz śliczna jest oprawa towaru i nieważna jakość jego zawartości … najważniejsze to aby co więcej sprzedać. Bo kiedyś to był sumienny producent (gospodarz) i była jakość towaru. Teraz to są biznesmeni... a biznes kwitnie…:) A nam wciskają kit… że niby było to smaczne i jakościowe to tylko ze względu… że byliśmy młodzi ;)
OdpowiedzUsuńŚwietnie się czyta… wielkie dzięki za pana twórczość, pozdrawiam serdecznie a i czekam na ciąg dalszy:)
Blog podoba mi się.Fajnie napisane wspomnienia.
OdpowiedzUsuńCzasy się zmieniają,ludzie się zmieniają, pięknie jest powspominać.A tak na marginesie to z opowiadań słyszałem ze kiedyś po kościele to mieszkańcy Czerska chodzili na obiady do naszej słynnej Pomorzanki i większość było na to stać nie to co dziś. Kolejki końca nie było widać. A pamięta ktoś bar na Starogardzkiej mówili na to szklarz lub szklarnia gdzie obecnie są sprzedawane drzwi itd. No i te pyszne lody tuż obok od miłych zawsze uśmiechniętych pan. Jedna do dziś spotykam na mieście, serdecznie pozdrawiam
OdpowiedzUsuńLody byly kolo "Pomorzany" a bar na Starogardzkiej to Muchomorek ...wspominam o nim ...cofnoć sie sie prosze ..w mym blogu z boku ..sa daty ..i jak zaczyna sie poczatek ...na dół zjechac...wszystko jest.. pozdrawiam
UsuńNa zdjęciu kina Paladium jest mój ojciec Mokwa Władysław który też pracował w tym kinie dzięki za wspomnienia ja też po 50 latach wróciłem do Czerska. Z poważaniem Bogdan Mokwa
OdpowiedzUsuńO nawet wspomnienia kowala Glaza jest byl to warsztat od pokolen od pradziadka mojego,często jako dziecko juz u babci i wujka przebywalam wracają wspomnienia
OdpowiedzUsuń