"Żydki"
Tak nazywaliśmy cmentarz żydowski na ulicy Piaskowej.Zaraz jak się kończył płot fabryki mebli z składowaną tam tarcicą rozpościerała się łąka z niewielkim sztucznym wzniesieniem,Wzniesienie to porosłe krzakami ..porozrzucanymi nagrobkami bez stel (które ponoć niemcy zabrali do naprawy ulic)Wzgórze było wzmocnione dookoła granitowymi podporami tzn z jednej strony..z drugiej już ich nie było... grobów było sporo...dziś śladu nie ma po tym cmentarzu a szkoda w końcu to też cząstka mieszkańców Czerska.Dziś teren ten przejęty jest przez firme "Klose"..zniwelowany zupełnie...co stało się z prochami tam leżących??na śmietniku??...eee chyba nie ..postaram coś na ten temat się dowiedzieć.Za moich czasów to teren niesamowitych zabaw ..no i miejsce super na wagary.Tam nikt nie zaglądał no chyba że drugi wagarowicz...brało się dobrą książke ...wtedy na mym prywatnym topie był Wiesław Wernic taki polski "Karol May"tylko że lepszy.Przeczytałem wszystkie jego ksiązki a miał ich sporo,wspomne tylko takie tytuły jak "Tropy wiodą przez prerię","Colorado "..czy też"Słońce Arizony"...książki te były dosłownie "zaczytywane"..przechodziły z rąk do rąk...czekało się w bibliotece w kolejce na każdy tom.Dzis w dobie komputerów i i całej iluzji wirtualnej mało kto czyta...wydaje mi się że to po części wina rodziców..skoro rodzice nie czytają..dzieciaki też nie mają tego nawyku.I tak wagary szybciutko zlatywały...oczywiście jak była dobra pogoda ..ale i na niepogode też była rada..brało się po cichu płaszcz ortalionowy taty (był w delegacji ,więc w nim nie chodził)a że nie zajmował dużo miejsca w tornistrze był swietnym namiotem pod którym mozna zagłębić się w ulubioną lekture.Oczywista wagary jak każdy super wynalazek miał swój kres....zazwyczaj tak bywa gdy przychodzi do domu najlepsza uczennica z pismem z szkoły powiadamiającym jaki to ze mnie leser w niechodzeniu i że szanowna mama miałaby się pofatygować do szkoły.....no i pofatygowała się....taaa..chciałbym w tym miejscu pominąć skutki wizyty mej mamy w szkole...bo to był baaarddzzoo...bolesny dla mnie problem...i to taki że tydzień nie bardzo wiedziałem jak siedzieć na tyłku...i powiem tylko że w tamtych czasach dyscyplina trzymana przez moją mamę miała bardzo pozytywną dla mnie odmiane...hihihi..Za cmentarzem płyneła Czerska struga....miejsce za którym rozpościerały sie zagonki ogrodniczne mieszkanców ul 21 lutego....rosło tam wszystko,od buraczków do szczypioru..od marchwi do truskawek i jabłek i gruszek .Oczywiście nas interesowały głównie jabłka ,truskawki i gruszki..chodziło sie na tzw."pachte"..wiem ..wiem to było złodziejstwo..owszem ale no.. ale.....właśnie ten smak ryzyka ..że mogą schwytać i w najlepszym razie oklepać albo też być oklepanym przez rodzicow ...tego drugiego nikt nie chciał bo było o wiele bardziej bolesne.
My chodziliśmy na "pachtę" do Westfalów...dziś byłoby to nie do pomyślenia,żeby rozkoszować się(delikatnie mówiąc)pożyczonymi ogórkami...to były piękne czasy!!!
OdpowiedzUsuńeee tam ogórki...trzeba mieć tyle odwagi i do księdza na klapsy sie udać .....to było cos!
Usuń